Marcin Szczygielski, PL-BOY. Dziewięć i pół tygodnia z życia pewnej redakcji, Instytut Wydawniczy „Latarnik” 2003.
Marcin Szczygielski, Wiosna PL-BOYA. Życie seksualne oswojonych, Instytut Wydawniczy „Latarnik” 2004.
„Jestem bardzo zmęczony moim mózgiem lub raczej bardzo on obecnie podupadł! Daremnie silę się pracować, nic z tego nie wychodzi!”, napisał 15 marca 1870 roku Gustave Flaubert. Sam zdiagnozował ten stan jako objaw starości, ja wolałbym jednak u siebie uważać tę ogólną niechęć jako przejaw wiosennego przesilenia. Na takie stany najlepiej poczytać coś zabawnego – a jeszcze lepiej coś, co pozwoli beztrosko porechotać. Nic takiego nie znalazłem na prezentowanej przez Zbyszkaliście najzabawniejszych książek świata, której twórcy wykazali się dość szczególnym poczuciem humoru, musiałem więc radzić sobie na własną rękę. Zupełnym pewniakiem okazała się powtórka dwóch pierwszych książek Marcina Szczygielskiego.
W redakcji magazynu dla panów o swojsko brzmiącej nazwie PL-BOY życie płynie leniwie, w przyjemnej atmosferze towarzyskiej, wśród ploteczek, drobnych intryg i przeglądania stron internetowych. Napięcie wprowadzają jedynie wizyty szefowej, Bety, która ma dość męczący sposób prowadzenia spraw pisma i zarządzania personelem. Pewnego dnia jednak w redakcji pojawia się potwór: Zenia, nowa szefowa public relations. Ze względu na specyficzną urodę i dobór strojów bywa przez współpracowników nazywana na przykład Prasłowiańską Mumią Królowej Torfu (ubrana w srebrnostalowy garnitur przypomina „nieco bezprzewodowy węgierski ekspres do kawy”), natomiast charakter sprawia, że w użyciu jest niemal wyłącznie dosadne określenie damy lekkich obyczajów. Zenia bowiem nie dość, że donosi Becie na współpracowników, to jeszcze posiada umiejętność skłócania wszystkich ze wszystkimi, będąc przy okazji całkowicie niekompetentną w swoich służbowych obowiązkach.
Marcin, dyrektor artystyczny pisma, i jego koleżanki mają dość Zeni i postanawiają się dowiedzieć kim jest i czemu zawdzięcza swoją błyskotliwą karierę. Równocześnie uczestniczą też w życiu redakcji i pracy nad kolejnymi numerami, znoszą hiperaktywność naczelnej i prowadzą życie towarzyskie. Problemy się piętrzą, piętrzą się też komiczne sytuacje: redaktorzy potrafią bez owijania w bawełnę powiedzieć, co myślą, a ciągłe poprawianie zdjęć roznegliżowanych panienek stanowi nieustanne źródło uciechy dla wszystkich – może poza Marcinem, który musi to robić. A ledwie skończy z wyjaśnianiem tajemnic Zeni, będzie musiał zająć się własnymi sprawami mieszkaniowymi i denerwującą lokatorką, która skutecznie zatruje mu życie.
„PL-BOY” i „Wiosna PL-BOYA” mają sporo wad: fabuły właściwie nie istnieją (mamy do czynienia z szeregiem epizodów połączonych wątłymi wątkami śledztwa w sprawie Zeni czy perypetii lokalowych Marcina), autor za często wdaje się w poboczne dywagacje, choćby nad swymi ulubionymi filmami albo nad stylem pracy w agencjach reklamowych, niekiedy też popada w gadulstwo. Bez wątpienia jednak jest bystrym i złośliwym obserwatorem obdarzonym wielkim poczuciem humoru. Stworzył galerię różnorodnych, chociaż mocno przerysowanych postaci, i zebrał masę anegdot, a wszystko to spisał barwnym, jędrnym i dosadnym językiem. Ileż radości daje zestawienie luksusowych wizji serwowanych czytelnikom magazynu ze swojską siermiężnością, która się za nimi kryje. Pojawiają się też refleksje nad sensem pracy w korporacji i ceną, jaką się za nią płaci, czy parciem dziewczyn do kariery poprzez rozbierane sesje. To jednak tylko margines satyry Szczygielskiego, w której nie ma uśmieszków półgębkiem: albo rechocze się i pokwikuje z uciechy, albo krzywi przy kolejnym opisie komputerowego „powiększania balonów” modelkom.