Daniel Defoe, Fortunne i niefortunne przypadki sławetnej Moll Flanders, tłum. Krystyna Tarnowska, Wydawnictwo Dolnośląskie 2005.
Za streszczenie wystarczy sam tytuł: „Fortunne i niefortunne przypadki sławetnej Moll Flanders, która urodziła się w Newgate, a podczas swego sześćdziesięcioletniego urozmaiconego życia, poza dzieciństwem, była dwanaście lat ladacznicą, pięć razy żoną (w tym raz własnego brata), dwanaście lat złodziejką, osiem lat deportowaną zbrodniarką w Wirginii, a wreszcie wzbogaciła się, żyła uczciwie, zmarła jako pokutnica, spisane z jej własnych wspomnień”. Córka więźniarki z Newgate, wychowana na cnotliwą panienkę, uwiedziona została przez bogatego panicza i odtąd piekło coraz mocniej zaciskało wokół niej swe macki. Defoe nie oszczędza swojej bohaterki, urozmaicając jej żywot na wszelkie sposoby i na wszelkie sposoby starając się ją przedstawić jako zdeprawowaną i upadłą kobietę. Niestety, trzysta lat temu pisząc, nie miał pojęcia o psychologicznym uwiarygodnianiu bohaterów, więc Moll sprawia raczej wrażenie marionetki szarpanej na wszystkie strony przez podły los i bujną wyobraźnię autora niż samoistnej postaci, którą własne złe skłonności pociągają ku niemoralnym i przestępczym czynom: prostytucji, bigamii, kazirodztwu, kradzieży. Na dodatek charakter Flanders zmienia się ze sceny na scenę: raz jest sprytną, obrotną kobietką, która wyjdzie obronną ręką z każdych tarapatów i zgromadzi przy okazji mająteczek, innym razem naiwną istotą, która do trzech nie zliczy i nie poradzi sobie z najprostszymi codziennymi sprawami – i nie jest to bynajmniej wynik przemian samej bohaterki, raczej autor obdarza ją akurat takimi cechami, jakie mu są potrzebne w danej scenie.
Książka opowiada kolejne epizody z życia Moll: niektóre wydarzenia opisywane są szczegółowo, nad innymi Defoe się prześlizguje, kwitując je lakoniczną wzmianką. Brakuje w tym nieco umiaru, w pewnym momencie wręcz żal Moll, na którą walą się wszystkie plagi egipskie; łatwo nawet o znudzenie, choćby przy opisywaniu kolejnych złodziejskich eskapad bohaterki. Przy odpowiednim dawkowaniu lektura daje jednak sporo przyjemności, a są też partie błyskotliwe: wielka tyrada na głupotę niewieścią, w której pobrzmiewają tony niemal feministyczne, znakomity opis londyńskiego podziemia położniczo-aborcyjno-adopcyjnego i procederu „fabrykacji aniołków”, uwagi o systemie prawnym czy nader plastyczne opisy londyńskiego więzienia. Do tego mnóstwo obserwacji obyczajowych, i to dotyczących nie tylko półświatka, a także interesujących postaci drugoplanowych: tu szczególnie wyróżnia się akuszerka, która stanie się przyjaciółką Moll. Dzięki temu czyta się „Przypadki” niemal jak reportaż, Defoe robi zresztą wszystko, by przekonać czytelnika, że ma do czynienia z autentycznymi zapiskami kobiety upadłej. Chociaż nie udało mu się to w pełni, zmienne losy Moll Flanders warto poznać.