Seweryna Szmaglewska, Zapowiada się piękny dzień, Czytelnik 1973.
Iść. Nie ustawać. Nie opóźniać marszu. Nie potknąć się, nie zgubić swojej piątki. Słabe dobiją esesmani, słabe zamarzną na poboczu drogi. Utrzymywać tempo, chociaż nogi ledwo się wloką, sztywne, odmrożone, w ciężkich trepach. Mróz, nieznośny, przed którym słabą ochronę dają obozowe łachy, koce, kołdry. Jedna myśl: iść, nie upaść. Ale pojawia się też inna, zuchwała: wyczekać na sprzyjającą okazję, oderwać się od kolumny, zniknąć w śnieżycy, w mroku. Przez chwilę, zanim złapią, zastrzelą, poczuć się wolnym człowiekiem, który może sam decydować o sobie. Odetchnąć swobodnie powietrzem tak odmiennym od obozowego smrodu. Popatrzeć na drzewa, zwierzęta, domy i ludzi krzątających się wokół własnych spraw.
18 stycznia 1945 roku z obozu Auschwitz ruszyły długie kolumny więźniarek. Pognano je pieszo na zachód, byle dalej od nacierających radzieckich wojsk. Szły w mróz, owinięte tym, co zdołały zorganizować z obozowych magazynów, gnane bezustannie przez esesmanów. Dalej, dalej. Anna i jej koleżanki nie chciały jednak wlec się w głąb Rzeszy na pewną śmierć. Lepiej było umrzeć, zakosztowawszy choć przez chwilę wolności, choć na chwilę odzyskawszy człowieczeństwo. Stać się na nowo Anną, Maryną, panią Tychalską, a nie anonimowym numerem. Decydują się na ucieczkę, a podczas wędrówki przez śnieżny Śląsk odkrywają rzeczy dawno zapomniane: łóżko z prawdziwą pościelą, ciepły posiłek, suche buty. Oswajają ogień, teraz ciepły i przyjazny, a nie groźnie huczący w krematoryjnych piecach. Przypominają sobie takie pojęcia, jak gościnność i życzliwość, chociaż doświadczają też ludzkiego strachu przed widmami, które wyłoniły się z obozowego piekła.
Porażający jest autentyzm przeżyć głównej bohaterki, Anny, i jej zarysowująca się z każdą stroną coraz wyraźniej przemiana: od więźniarki do wolnego człowieka; początkowo nieśmiała wiara w nowe życie stopniowo się umacnia, powraca pewność siebie, zdolność samodzielnego myślenia zastępuje tępy dryl wpojony w niewoli. Powieść Szmaglewskiej to też przegląd ludzkich postaw: i więźniarek, i napotykanych cywilów. Mamy kapo, ślepo wypełniające wolę Niemców, bezwolne i bezsilne muzułmanki, ale też kobiety, które ze wszystkich sił starają się zachować resztki człowieczeństwa. Mamy ludzi dzielących się z obcymi, podejrzanie wyglądającymi wędrowniczkami posiłkiem, i tych, którzy odpędzają je od siebie. Wreszcie podejmuje też Szmaglewska kwestię rozliczeń za zbrodnie dokonane w obozie, za ludobójstwo – a czyniąc to z perspektywy czasu, dochodzi do gorzkich wniosków: świat nie uwierzy w ogrom zagłady, znajdą się usprawiedliwienia, wykręty, kary nie będą surowe. W końcu same więźniarki po kilku dniach od ucieczki skłonne były uważać świat, który zostawiły za sobą, za jakąś ułudę, senny koszmar. Cóż więc mówić o tych, którzy tego sami nie przeżyli? Żadne świadectwo nie będzie brzmiało dość wiarygodnie.
Seweryna Szmaglewska jest chyba pamiętana głównie jako autorka opowieści o przygodach harcerzy z zastępu Czarnych Stóp. Poza tym, a może przede wszystkim, napisała jednak powieści oparte na własnych przeżyciach obozowych. Już w 1945 roku ukazały się wstrząsające „Dymy nad Birkenau”. „Zapowiada się piękny dzień”, napisane piętnaście lat później, stanowi dopełnienie historii więźniarek Auschwitz. Są tu partie o charakterze reporterskim (sceny obozowe i w marszu, los dzieci Warszawy w Auschwitz), opisy przyrody zmieniającej się zależnie od stanu emocjonalnego bohaterek (groza kryjąca się za każdym drzewem w trakcie ucieczki, spokojne piękno zimy, gdy uciekinierki stają się bardziej pewne siebie), wreszcie pojawia się nasycona goryczą refleksja nad wojną i karaniem zbrodniarzy, upadkiem Boga w świecie obozu czy trudami odbudowy powojennego życia. Warto tę powieść odkryć na nowo, gdyż zapomnienie, w jakie popadła, jest dla niej krzywdzące.