Alan Riding, A zabawa trwała w najlepsze. Życie kulturalne w okupowanym Paryżu, tłum. Piotr Tarczyński, Świat Książki 2012.
W okresie międzywojennym, gdy na Europę coraz dłuższy cień rzucały faszyzm, nazizm i komunizm, gdy ograniczano swobodę wypowiedzi artystycznej i wolność intelektualną, we Francji kultura miała się znakomicie. Nic dziwnego, że kręgi paryskiej bohemy nieustannie zasilali artyści ze wszystkich stron kontynentu, uciekający przed ograniczeniami, a nawet prześladowaniami we własnych krajach. Paryż bez wątpienia stał się głównym centrum kulturalnym epoki.
Będąc mocarstwem w dziedzinie sztuk pięknych, literatury, piosenki czy mody, Francja była jednocześnie państwem toczonym przez polityczną słabość. Mechanizmy demokracji coraz słabiej się sprawdzały, coraz silniejsze stawały się wpływy wszelkich radykałów: skrajnej prawicy czy komunistów. Ta słabość legła u podstaw klęski Francji w starciu z Niemcami w 1940 roku. Nastroje swoich rodaków w tamtym okresie brutalnie podsumował Jean-Paul Sartre: „W 1939 roku baliśmy się śmierci, cierpienia za sprawę, która nas brzydziła. To znaczy za obrzydliwą Francję, skorumpowaną, niesprawną, rasistowską, antysemicką, rządzoną przez bogaczy i dla bogaczy; nikt nie chciał za to umierać, dopóty, dopóki – no, cóż – zrozumieliśmy, że naziści byli jeszcze gorsi”.
W nowych warunkach, po klęsce i podziale państwa na dwie strefy: okupowaną, w której znalazł się Paryż, i nieokupowaną, rządzoną przez reżim marszałka Petaina, ludzie kultury musieli zająć jakieś stanowisko wobec otaczającej ich rzeczywistości. Publikować i występować w ramach dopuszczonych przez okupanta i rząd Vichy, czy raczej zaszyć się gdzieś na uboczu, złamać pióro i pędzel, skupić się na przetrwaniu trudnych czasów? Pokazywać się na przyjęciach w ambasadzie niemieckiej i odwiedzać Berlin w charakterze przedstawicieli francuskiej kultury, czy próbować stawiać opór, wykorzystać swoje talenty w walce z najeźdźcą? Czy przeważy konformizm, czy raczej przywiązanie do wolności? Czy można pisywać do reżimowych gazet, gdy równocześnie artyści żydowskiego pochodzenia są prześladowani, wyłapywani i wysyłani do obozów?
Paryskie kabarety i teatrzyki ruszyły pełną parą już w grudniu 1940 roku. Edith Piaf i Maurice Chevalier jeździli do Niemiec, by śpiewać dla francuskich jeńców wojennych, filmowcy przenieśli się na Lazurowe Wybrzeże, by kręcić rozrywkowe filmy, Louis-Ferdinand Celine wydawał nadal, tak jak przed wojną, antysemickie paszkwile, a Colette zamknęła się w swym paryskim mieszkaniu, ukrywała męża Żyda i pisywała opowiadania do prasy literackiej. Maleńkie grupki intelektualistów próbowały walczyć, wydając podziemne gazetki i rozprowadzając ulotki. Przedstawiciel Stanów Zjednoczonych starał się ułatwić emigrację jak największej liczbie ludzi kultury, a jego rodaczka, Florence Gould, prowadziła w Paryżu salon, w którym spotykali się zajadli faszyści, antysemici, Niemcy, ale też konformiści czy członkowie ruchu oporu.
Alan Riding napisał solidną, dobrze udokumentowaną historię francuskiej kultury w warunkach szczególnych. Nie potępiał, nie oceniał, przedstawił fakty, podkreślając przy okazji, jak różne były motywy twórców, którzy decydowali się na współpracę z okupantem lub reżimem Vichy, jak rozmaicie po wojnie oceniano te same postawy: jednych potępiano, innym wiele uszło płazem. Podsumowanie, pod znaczącym tytułem „Zemsta i amnezja”, to jeden z najciekawszych momentów książki. Znakomite są też rozważania wstępne: rys dziejów przedwojennej Francji ze szczególnym uwzględnieniem kultury, omówienie sytuacji kultury między wypowiedzeniem wojny Niemcom w 1939 roku a klęską w czerwcu 1940 roku i opis reakcji świata kultury wysokiej i popularnej na upadek Francji. Mniej pasjonujące jest omówienie sytuacji w poszczególnych dziedzinach kultury: filmie, teatrze czy muzyce, gdyż przedstawiane w nich osoby w większości nie są, jak mi się wydaje, powszechnie znane. Rzecz jasna, ciekawiej wypadają partie poświęcone literaturze, które zachęciły mnie do poznania „Obcego” Camusa (uznawanego za najwybitniejsze francuskie dzieło powstałe w czasie okupacji), wniknięcia w twórczość Sartre’a czy Irene Nemirovsky, pisarki żydowskiego pochodzenia, która zginęła w Auschwitz, zostawiając niedokończoną „Francuską suitę”, wielki fresk epoki, wydany dopiero w 2004 roku.
My, Polacy, pochlebiamy sobie, że byliśmy narodem bez Petaina i bez Quislinga, wygodnie zapominając o tym, że Hitler nie był zainteresowany polityczną współpracą z Polakami, miał zupełnie inne plany wobec ziem polskich i ich mieszkańców. Brak kolaboracji politycznej nie oznaczał jednak, że nie dochodziło do współpracy w sprawach mniejszych, choć często kosztujących życie jednostek: czy to składania donosów do Gestapo, czy zarządzania przejętym majątkiem żydowskim. Tematy te od niedawna są szerzej obecne w pracach historycznych. Co prawda sytuacji w okupowanej Francji i tamtejszej stosunkowej swobody kulturalnej nie można porównywać do niemal całkowitej likwidacji kultury polskiej przez Niemców, to mam nadzieję, że książka Ridinga stanie się inspiracją do przygotowania podobnego opracowania dotyczącego Polski w latach 1939–1945.
Za przesłanie książki dziękuję wydawnictwu Świat Książki.